niedziela, 31 stycznia 2016

Gamg Siedmiu Wspaniałych /10


Ahhh... niedziela. Chce się dłużej pospać no ale po co? Spałam sobie smacznie w łóżku gdy nagle mój telefon zaczął dzwonić. Błądziłam ręką po szafce nocnej w poszukiwaniu komórki. Nie mogłam jej znaleźć. Szybko się poderwałam do góry i szukałam wzrokiem urządzenia. Chwyciłam je do ręki i odebrałam nie patrząc kto to.
- Tak, słucham? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Dzień dobry dzieciaczku, obudziłem cię? - to Taehyung.
- Tak! - powiedziałam z wyrzutem.
- Przepraszam! - powiedział zrozpaczonym głosem.
- Ehhh... - westchnęłam - Wybaczam.
- Jeeej! - krzyknął wesoły.
- W ogóle to po co do mnie dzwonisz?
- Ahh.. no tak! Chciałbym żebyś poszła ze mną i Jeonem odwiedzić Yoongiego.
- Ja? Ale... nie powinnam. No wiesz, prawie się nie znamy i pewnie chciałby pogadać z wami bez osób postronnych.
- Nie, nie ma nic przeciwko. Pytałem go o to.
- No to, w takim razie zgadzam się. Ale nie na długo! Muszę jeszcze się do szkoły przyszykować.
- Dzisiaj. 12. Bądź gotowa. Przyjadę po ciebie. 
- Co?! Ale Tae...! - rozłączył się. Jak to o 12? Przecież to za 34 minuty! Nie zdążę. Szybko wstałam i pobiegłam na dół.
- Mamo! Proszę zrób mi śniadanie. Proszę,proszę,proszeeeeeeeee! - powiedziałam na jednym wydechu. Mama kiwnęła głową.
- Dobrze a co się stało? - spytała podchodząc do lodówki.
- Spieszę się! Wychodzę o 12! Później ci powiem! - krzyknęłam wbiegając z powrotem na górę. Podbiegłam do szafy i wybrałam jakieś ciuchy. Chwyciłam białą luźną koszulkę, która wyglądała jakby była poplamiona farbami i do tego jasne, jeansowe rurki poprzecierane w różnych miejscach z dziurami tak że wyszczuplały jeszcze bardziej nogi. Wparowałam do łazienki i szybko spełniłam dzienną rutynę. Uczesałam włosy w bardzo luźno upięty kok. Spryskałam się moją ulubioną mgiełką i powróciłam do kuchni. W tym czasie mama przygotowała mi na śniadanie tosty z nutellą i do tego ciepłą herbatę malinową. 
- Ależ się wystroiła! - krzyknął tata.
- Wcale nie! - krzyknęłam oburzona i usiadłam na wysokim stołku przy blacie pochłaniając tosty.
- Czyżby randka? - powiedziała mama zabawnie poruszając brwiami.
- Nie! To nie randka. - powiedziałam z tostem w buzi.
- To gdzie się wybierasz? - dopytywał ojciec.
- Idę odwiedzić takiego kolegę, który był w szpitalu. - upiłam łyk herbaty.
- Jakiego kolegę? - podszedł do blatu tata.
- Oj, a co mu się stało. - dopełniła mama.
- Taki jeden Min Yoongi i podobno napadli go i pobili.
- Ahh... no tak przecież przyjaźnisz się z tymi bogatymi dzieciakami. - uśmiechała się mama.
- A, Min Yoongi. Nie dziwię się że go pobili. - powiedział i powrócił do salonu na kanapę.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Podobno jego ojciec ma problemy z mafią. - powiedział jak gdyby nigdy nic i sięgnął po gazetę.
- Boże, jakie ty masz znajomości w tej pracy. - westchnęłam.
- Co nie? - zaśmiał się tata. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Spojrzałam na zegarek - 12:07. Szybko pobiegłam do góry aby jeszcze raz się upewnić czy dobrze wyglądam a mama otworzyła drzwi.
- O, witaj chłopcze. - przywitała się po koreańsku. Chłopak wyszczerzył się i również się przywitał. 
- Dzień dobry pani. - mama wpuściła go do środka. 
- _____ zaraz przyjdzie, musisz chwilkę poczekać. Może usiądziesz? - zaproponowała.
- Z przyjemnością. - i poszli do salonu. Ja natomiast poprawiłam fryzurę i na szybko umyłam zęby po śniadaniu. Chwyciłam miętową kopertówkę na ramię z kokardką na środku i spakowałam potrzebne rzeczy, jak normalna kobieta. Zbiegłam na dół. Zamurowało mnie to co zobaczyłam. Salon. Kanapa. Taehyung. Tata. Mama. Ciastka. Uśmiechy. Rozmowa. Co to ma być?
- H-hej Taehyung. - przywitałam się patrząc na nich dziwnie.
- Hej _____! - uradował się. Poszłam do korytarza i wybrałam z szafy białe tenisówki na platformie. Usiadłam na podłodze jak małe dziecko i zaczęłam zakładać obuwie. W tym czasie Taehyung pożegnał się z moimi rodzicami i podszedł do wyjścia.
- To ja idę mamo! - krzyknęłam i wyszliśmy. - O czym rozmawiałeś z moimi rodzicami?
- A o wszystkim i o niczym. - szczerzył się.
- Gdzie Jungkook?
- Czeka w samochodzie. Nie chciało mu się wychodzić z auta. - podeszliśmy do pojazdu. Tae otworzył mi drzwi a Jungkook popatrzył na mnie z iskierkami w oczach. 
- Hej Jungkook! - uśmiechnęłam się.
- Cz-cześć. - odparł i odwrócił wzrok na okno. Taehyung zasiadł za kierownicą i ruszyliśmy.
- A Yoongi jest już w domu czy dalej w szpitalu? - zapytałam.
- Już jest w domu. - uśmiechnął się pocieszająco. 
- Reszta też tam będzie?
- Nie. Tylko nasza trójka. - nie wiedziałam jak dalej ciągnąć konwersacje więc siedziałam już cicho. 
- Znów mnie nie przywitałaś porządnie. - przypomniał sobie i zrobił smutną minkę. Westchnęłam.
- Hej Taehyung oppa! - krzyknęłam śmiesznie na co się zaśmialiśmy oprócz Jeona. On tylko popatrzał ze złością na Tae. Dojechaliśmy na miejsce. Dom Yoongiego był urządzony w klasycznym stylu. Taehyung podszedł do domofonu i zadzwonił nim. Usłyszeliśmy głos jakieś kobiety, za pewne służącej, no nie ważne. Bądź co bądź wpuściła nas do środka. Tak, w środku ten dom był jeszcze bardziej w klasycznym stylu. Dużo w tym domu antyków. Podeszła do nas blond włosa kobieta ubrana... luźno? Trochę jak ja. Po prostu miała jeansowe rurki i czarny top a na to czarna elegancka marynarka i czarne lakierkowe botki na 5-7 centymetrowym obcasie. 
- Ahh... Witajcie! - przywitała nas z uśmiechem. 
- Dzień dobry. - odpowiedzieliśmy wszyscy razem.
- Och, a kim jest ta panienka? - zwróciła się do mnie.
- Jestem _____ (nazwisko i imię owqrs) miło mi panią poznać. - ukłoniłam się.
- Min HyeLee (imię zmyślone żeby nie było), jestem mamą Yoongusia mi również miło cię poznać. - to jego mama? Myślałam raczej o kobiecie ubranej w długą czarną suknię i inne takie. Pozory mylą. Więc bogaci nie są tacy jak do końca myślimy. A tak w ogóle "Yoongusia"? Bwahahaha. Musiałam powstrzymywać się od śmiechu.
- Przyszliśmy odwiedzić Yoongiego. - powiedział Jeon.
- Ach.. no tak. Jest w swoim pokoju. Drogę znacie. - i odeszła. Taehyung chwycił mnie za rękę i pociągnął, jak myślę, w stronę pokoju Mina. Zanim weszliśmy, zapukał do drzwi. 
- O, co wy tutaj robicie? - spytał zdziwiony. Jego pokój nie był urządzony w klasycznym stylu. Był raczej modernistyczny. Yoongi leżał na łóżku i oglądał telewizor.
- Przyszliśmy cię odwiedzić. - szczerzył się Tae.
- A co ona tu robi? - zatkało mnie.
- Aaaaa, ona? Przyszła cię odwiedzić z nami. - próbował wybrnąć.
- Głupek! Przecież mówiłeś że rozmawiałeś z nim o tym! - uderzyłam go w ramię.
- Aishhh - masował obolałe miejsce - Musiałem tak powiedzieć bo byś nie przyszła.
- Dobra nie kłóćcie się! - krzyknął Min.
- Dalej cię wszystko boli? - spytał Jungkook i przysiadł na łóżku.
- Tak. Jak na razie muszę ciągle leżeć ale z ręcami już lepiej.
- Biedny Yoongi! - krzyknął Tae i przykleił się do niego. Boże, i to mnie nazywa dzieciaczkiem. Nagle zadzwonił telefon. - Tak słucham. - to telefon Taehyunga. Momentalnie spoważniał. - Tak, jasne, rozumiem. Zaraz będę. - i się rozłączył.
- Tae co się stało? - spytałam. Nigdy nie był aż tak poważny.
- Ehh... muszę wracać. Chodź, odwiozę cię do domu. - już kierowaliśmy się do wyjścia.
- Nie! Niech zostanie. - to...Yoongi? Wszyscy popatrzeliśmy na niego zszokowani. - Co się tak gapicie? Chcę żeby została. To aż tak dziwne?
- Ale, kto ją potem odwiezie? - spytał Jeon.
- Spokojnie, od czego mam szofera. - uśmiechnął się. Taehyung patrzał przez chwilę raz na mnie, raz na niego.
- Ufam ci Yoongi. Nie zepsuj tego. - westchnął i wyszli razem z Jeonem.
- To na razie! Zdrowiej! - krzyknął Jungkook za nim zamknął drzwi. Odwróciłam się w stronę Mina i niepewnie podeszłam bliżej niego.
- Tooo... O co chodzi? - spytałam. On przez chwilę patrzył w sufit.
- Ja... Zostaniesz moją dziewczyną? - popatrzył mi głęboko w oczy. Moje zaś szeroko się otworzyły.
- Jak to? Ja? Przecież... my się ledwo co znamy! - spanikowałam lekko.
- Wiem, ale proszę.
- Yoongi, ja nie mogę... - nie dał mi dokończyć.
- Chodzi o Tae? To jego kochasz? - nie przerywał kontaktu wzrokowego.
- Nie! Ja nie mogę tak bezzz.. no wiesz. Tak bez uczucia. - przysiadłam na łóżko.
- A, jak się bliżej poznamy?
- Nie wiem. To zależy od serca. - powiedziałam spokojnie. Dopiero teraz spuścił ze mnie wzrok. Myślał nad czymś i znów wbił się w moje oczy.
- W takim razie, zrobię wszystko abyś mnie pokochała. - powiedział stanowczo.
- Po prostu bądź sobą, okej? - zaśmiałam się. Min odwzajemnił uśmiech i kiwnął twierdząco głową.
- To zacznijmy od teraz. Co lubisz robić? Ulubione jedzenie?Dziwny fetysz? - zaśmialiśmy się. Zaczęliśmy poznawać się lepiej. Nie wiem co z tego wyniknie, bo przecież ich nienawidzę.


*Jimin*

Leżałem na wersalce w swoim pokoju i oglądałem telewizję. Jak zwykle nic ciekawego. Nagle do pokoju zapukała i weszła służąca.
- Panie Park, ojciec pana wzywa. - ukłoniła się i wyszła. Wstałem z kanapy i pokierowałem się do jego gabinetu. Stanąłem przed dużymi, podwójnymi, drewnianymi drzwiami. Wciągnąłem głęboko powietrze do płuc i wypuściłem powoli aby się uspokoić. Podniosłem dłoń do góry i zapukałem.
- Wejdź Jimin. - usłyszałem męski głos. Zrobiłem tak jak mi powiedział. Stanąłem przed jego biurkiem i wpatrywałem się w mojego opiekuna.
- A więc, po co mnie wzywałeś ojcze? - obrócił się w moją stronę na obrotowym krześle. Skinął ręką na krzesło przed nim abym spoczął na nim. Tak też zrobiłem.
- Jak idą działania? - wstał i przysiadł przede mną na rogu biurka.
- Wszystko zgodnie z planem. - założyłem nogę na nogę.
- Cieszy mnie to co słyszę. Musimy przyspieszyć.
- Ale ojcze... to za wcześnie. Jeszcze nie skończyłem szkoły i moi przyjaciele... - nie dane mi było skończyć bo otrzymałem soczystego liścia w policzek.
- Nie będziesz mi się sprzeciwiał! Pamiętaj, że gdyby nie ja to dalej byś tkwił w tym sierocińcu! - prychnął z pogardą i powrócił na fotel. - Masz przyspieszyć działania. Możesz wyjść. - wyszedłem. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę swojego pokoju. W salonie stała moja matka. Popatrzała na mnie z lekkim szokiem i spuściła ze smutkiem wzrok na podłogę. 
- Nawet ty?! - wykrzyczałem w jej stronę. Sam nie wiem czego od niej oczekiwałem. Wbiegłem do swojego pokoju i trzasnąłem głośno drzwiami. Po chwili weszła do nich kobieta z salonu.
- Jimin, mogę wejść? - zapytała spokojnie.
- Nie. - powiedziałem opierając się rękoma o komodę. Spuściłem głowę w dół i westchnąłem ciężko aby uspokoić emocje. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi.
- Jimin, proszę, chodź tu. - powiedziała siadając na eleganckiej wersalce i poklepała dłonią miejsce obok siebie. 
- Przejdź do rzeczy, nie mam ochoty na rozmowy. - odwróciłem się do niej przodem i podniosłem wzrok na nią.
- Mimo że jesteś adoptowany, nie mogę znieść jego zachowania wobec ciebie ale dobrze wiesz że nie mogę mu się sprzeciwić. - prychnąłem na te słowa.
- To trzeba było mnie nie adoptować! - brunetka podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Jimin, proszę, nie traktuj mnie jak obcą kobietę. Kocham cię najmocniej na świecie, jesteś moim synkiem. Zrobiłabym wszystko abyś nie musiał cierpieć.
- Nic nie robisz. - przerwałem jej - Cierpię, a ty nic nie robisz. - zaczęła gładzić moje plecy dłonią.
- Wiesz że chciałabym ale nie mogę. Musisz po prostu robić co on ci każe. - odsunęła się kawałek ode mnie i pogładziła obolałą część twarzy.
- Nie mogę tego zrobić! Ty nie wiesz... nie wiesz co on mi każe robić! - moje oczy zrobiły się wilgotne.
- Wiem synek. Wszystko wiem... - znów mnie przytuliła i zaczęła delikatnie kołysać.
- Ja nie chcę... - oparłem podbródek o jej ramię i pozwoliłem łzą płynąć - Stracę przyjaciół... - dopiero teraz przytuliłem się do mojej opiekunki. To pierwszy raz gdy tak płakałem, z takim bólem. Nie ryczałem tak nawet gdy po raz pierwszy mnie uderzył.
- Ciiii... - uspokajała mnie i głaskała po głowie.
- Nienawidzę go. - wyszlochałem.
- Wiem synek, wiem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz